Pisałam już, że zamierzam wybudować dom – 150 m² dla rodziny dwoje dorosłych i dwoje dzieci. Może inaczej powinnam przeprowadzić to działanie i męża przesunąć do obozu dzieci z zemsty, że zostawił mnie samą na polu bitwy. Czy raczej placu budowy.
Jak już wspominałam, działka jest, media są, z kredytu, oszczędności i pożyczki od rodziców uzbiera się 500 tys. zł. Wspominałam też, że przymierzam się do budowy domu energooszczędnego. Po co? Trochę z przekonania, że warto dbać o środowisko i iść z duchem czasu, a trochę z wrodzonej gospodarności, czyli by mniej płacić za utrzymanie domu. Bo jeśli dożyję do emerytury, to chciałabym mieszkać w miłym miejscu blisko natury i móc opłacić rachunki. I będę się starać o dopłatę do kredytu z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na dom energooszczędny.
Potrzebuję wsparcia przy projekcie
No cóż, chyba nie nazwałabym tego „wsparciem”, tylko „nadzorem”, ale dobra, bądźmy eleganccy. Rzecz w tym, że nie ma tak, że idziemy do projektanta, mówimy „dom energooszczędny poproszę”, on wyjmuje katalog, a my palcem wskazujemy na konkretny projekt i z błyskiem w oku krzyczymy: „oto on, mój wymarzony domek!”
Otóż nasz projektant musi ściągnąć sobie np. ze strony Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej www.nfosigw.gov.pl plik dokumentów, wskazówek i porad, a potem według tego tworzyć projekt. No i potem jest tak, że siedzimy razem z projektantem nad planem naszego wymarzonego domku i pokazujemy palcem: „tu chcę mieć wielki salon z całą ścianą przeszkloną i widokiem na stare sosny”, a on łaskawie nie popuka się w czoło, tylko powie, że nic z tego, bo te sosny rosną na północnym wschodzie. No więc chciał nie chciał, salon, który ma największe przeszklenia musi być od południa i nawet, gdy ma to oznaczać widok na stodołę sąsiada. Albo mówimy, że materiały budowlane kupimy u pana Kazia, bo pan Kazio jest miły, zna nas i obiecał duży rabat. A projektant, że się nie da, bo pan Kazio ma materiały, które nie spełniają parametrów! I nie da się tego jakoś zachachmęcić i ukryć, bo projekt musi trafić do weryfikatora (ich listę znajdziemy na stronie Funduszu), który wszystkie takie drobiazgi wykryje, a projekt odrzuci i z dofinansowania nici.
NF 15 czy NF 40 – który typ domu wybrać
Tym razem nie da się uniknąć rozszyfrowania tych dziwnych symboli, choć chciałabym to od siebie odsunąć jak najdalej się da.
Otóż NF 15 i NF 40 są to dwa typy domów, do kredytów na budowę których Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej udziela dopłaty.
* NF 15 oznacza wskaźnik zapotrzebowania na energię użytkową do ogrzewania i wentylacji najwyżej 15 kWh/m²w roku - mniej więcej dziesięciokrotnie niższym niż standardowych domów. Tu dopłata brutto wynosi 50 tys. zł.
* NF 40 oznacza o wskaźnik zapotrzebowania na energię użytkową do 40 kWh/m² w rok. Czyli mniej więcej 2-3 razy niższym niż standardowy dom. Tu można uzyskać dopłatę w wysokości 30 tys. zł.
Powiedzmy sobie to wprost, postaram się osiągnąć jak najlepszy standard, ale jeśli nie będzie to NF15, to zbudowanie domu w standardzie NF40 też będzie dużym sukcesem.
Estetyka domu energooszczędnego
Brutalna prawda jest taka, że śródziemnomorskiej willi, rozłożystej, z wieloma tarasami i wykuszami to my mieć nie będziemy. Jeśli dom ma być energooszczędny, jego bryła musi być prosta. Bo im więcej wnęk, wykuszy i innych takich, tym większe straty energii.
I to jest ten moment, w którym dopada mnie wątpliwość, czy aby nie byłoby lepiej rzucić w diabły te materiały dotyczące domu energooszczędnego. Może iść za głosem małżonka, wybudować ładny dom, wstawić do niego zwykły piec, a za zaoszczędzone pieniądze kupić dobry samochód… No nie, ktoś w tej rodzinie musi być rozsądny.
Przejrzałam strony internetowe firm projektowych – z tą estetyką nie jest tak źle, choć faktycznie domy maja prostą konstrukcję. Najbardziej podobają mi się nowoczesne domy z wielkimi przeszkleniami. Finezyjne lukarny, gigantyczne drzwi balkonowe, szklane ściany bez podziałów, przeszklenia zakończone łukiem… Ciekawe, czy mi na to wystarczy pieniędzy.