Zapraszamy do przeczytania artykułu:

Wpis 7 - Termos dobrze wentylowany

 

Coraz częściej żałuję, że na lekcjach fizyki w szkole wolałam się zająć wszystkim innym, a nie nauką. Może łatwiej byłoby mi dziś zrozumieć, że ludziom żyjącym w domu uszczelnionym jak termos, wcale nie mieszka się jak w termosie.

 

Jak już pisałam, buduję dom energooszczędny dla mojej rodziny 2+2. Powierzchnia 150 m², standard raczej NF 40, czyli zwyczajnie energooszczędny, niż NF 15, czyli pasywny. Zadecydują środki finansowe. I jak już też pisałam, małżonek, zresztą inżynier, uznał, że ma ciekawsze zajęcia niż budowa domu. Uh!

Nic to! - jak mawiała Baśka, żona pana Michała Wołodyjowskiego. Nie czas na narzekania, trzeba zdać się na fachowców.

 

Dobra wentylacja sprzyja ciepłu w domu

W domach naszych dziadków i rodziców wymiana powietrza następowała przez okna, które siłą rzeczy nie były zbyt szczelnie zamontowane i poprzez wentylację tzw. grawitacyjną. W domu energooszczędnym to oczywiście nie może mieć miejsca.

Po pierwsze dom uszczelniony jest jak termos – przynajmniej ja to tak sobie wyobrażam - ściany, fundamenty i dach ocieplone są grubą i ciepłą warstwą styropianu i wełny mineralnej. Okna i drzwi zamontowane są w ciepłych kołnierzach. Czyli cały dom musi być tak szczelny i ocieplony, jak to tylko możliwe. Jest to konieczne, by obniżyć nasze rachunki za ogrzewanie.

Po drugie - w tak uszczelnionym domu ucieczka ciepła i wymiana powietrza musi być niemal całkowicie pod kontrolą. Dlatego konieczna jest dobra, mechaniczna wentylacja.

Przyznaję, że ta wizja nie do końca mnie przekonuje. Źle się czuję w zamkniętych pomieszczeniach. Mam wrażenie, że się uduszę. W moim mieszkaniu cały czas otwarte są okna. Zamykam je – także niechętnie – tylko w największe mrozy. Idea: otwieram, by dobrze przewietrzyć i zamykam, raczej do mnie nie trafia. No i tu ten dom energooszczędny, uszczelniony, ocieplony... Bałam się, jak ja się w tym odnajdę, dopóki nie usłyszałam o wentylacji z odzyskiem ciepła, czyli rekuperacji.

 

Rekuperator to konieczność

Najprościej mówiąc – niech mi wybaczą ci, którzy lepiej uczyli się fizyki – działa to tak:

zużyte i ogrzane powietrze z domu jest wywiewane na zewnątrz. Najpierw jednak trafia do tajemniczego urządzenia o nazwie rekuperator. Tam oddaje swoje ciepło. Natomiast czyste powietrze zasysane do domu, które także przepływa przez rekuperator, jest w nim ogrzewane tym ciepłem z powietrza wyrzucanego na zewnątrz. Czyli rekuperator odzyskuje ciepło. Do pomieszczeń trafia więc czyste powietrze, pełne życiodajnego tlenu i innych takich – niech mi wybaczą ci, co lepiej uczyli się chemii – w dodatku ciepłe. Dzięki temu nasz system grzewczy na prąd, gaz, biomasę, czy wody termalne nie musi działać pełną parą. Czyli mamy w domy czyste i ciepłe powietrze w dowolnej ilości, a nasze rachunki za ogrzewanie są niskie. Pozbywamy się w dodatku wilgoci z pomieszczeń, brzydkich zapachów, a przy tym nie musimy zbyt często wietrzyć otwierając okna. Nie ma przeciągów i nie martwimy się, że dzieci się poprzeziębiają. Można zainstalować jonizator, który poprawi jakość powietrza i pozbawi pomieszczenie jonów dodatnich, emitowanych np. przez sprzęt elektroniczny. Czyż to nie piękne?

 

Za wszystko trzeba płacić

Piękne i to jak diabli. A wady systemu? Są, a jakże. Podstawową wadą jest cena instalacji – kilkanaście tysięcy złotych. Kolejną jest to, że o instalację trzeba dbać i ją konserwować. Wymieniać filtry, czyścić kanały, by pozbyć się wszystkich paskudztw i bakterii, które uwielbiają się gnieździć w takich miejscach. Tym zajmują się jednak wyspecjalizowane firmy, które wystawiają niemałe rachunki.

W każdej beczce miodu musi być widać łyżka dziegciu. Tym niemniej sądzę, że to i tak się opłaca. Bo choć zysk na obniżeniu rachunków za ogrzewanie nie będzie już tak konkretny, jak można się było spodziewać, to jednak będzie. A oddychanie czystym i zdrowym powietrzem ma bardzo istotny wpływ na komfort życia mojej rodziny.

 

PARTNERZY